0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 a b c ć d e f
g h i j k l ł n ń o ó p r s ś t u w y z ż ź
J Małgorzata
J Piotrek
J. Marta
J. Wiola
Jablońska Ewa Kamila
Jabłoński Ariel
jacek
Jach Adriana
jachtorek jachtor
Jacob Max
Jaczewski Piotr
Jagusiak Wiktor
Jakacki Grzegorz
Jakiel Agnieszka
Jakubowska Klaudia
Jakubowski Dariusz
Jakubowski Kazimierz
Janczkowska Aleksandra
Janiak Marta
janicki jerzy
Janiszewska Dominika
Janiszewski Dawid
Jankowicz Małgorzata
Jankowska Agnieszka
jankowska mariola
Jankowski Marcin
Jankowski Marek
Jankowski Robert
Janosz Tadeusz
Janota Artur
Janowski Dorian
Jantarski Jarosław
Jarczewski Åukasz
Jaroszewski Damian
Jarzyna Anna
Jas Kasia
Jasieński Bruno
jastrzab aleksandra
Jastrzębska Alicja
Jastrzębska Magdalena
Jasturn Tomasz
Jaszczur Jan
Jaworowska Małgorzata
Jaworska Wioletta
Jaworska Wioletta Arleta
Jaśkiewicz Krzysztof
Jaśkiewicz Marcin
Jaśniewska Agnieszka
Jaśniewski Andrzej
Józefowska Marlena
Józefowski Paweł
Jóźwiak Ania
Jóźwiak Justyna
Jóźwiak Zofia
Jebut Kamila
Jedlińska Monika
jelenski kamil
jelon tomek
Jendrzejewska Aneta
Jerzy
Jesienny
Jezierski Paweł
Jeznach Wiola
Jorg Daria
julieanne
juliette
Jurko Jerzy
Jurkowska Małgorzata
Just Małgorzata
Jędrzejewski Tomasz
g h i j k l ł n ń o ó p r s ś t u w y z ż ź
J Małgorzata
J Piotrek
J. Marta
J. Wiola
Jablońska Ewa Kamila
Jabłoński Ariel
jacek
Jach Adriana
jachtorek jachtor
Jacob Max
Jaczewski Piotr
Jagusiak Wiktor
Jakacki Grzegorz
Jakiel Agnieszka
Jakubowska Klaudia
Jakubowski Dariusz
Jakubowski Kazimierz
Janczkowska Aleksandra
Janiak Marta
janicki jerzy
Janiszewska Dominika
Janiszewski Dawid
Jankowicz Małgorzata
Jankowska Agnieszka
jankowska mariola
Jankowski Marcin
Jankowski Marek
Jankowski Robert
Janosz Tadeusz
Janota Artur
Janowski Dorian
Jantarski Jarosław
Jarczewski Åukasz
Jaroszewski Damian
Jarzyna Anna
Jas Kasia
Jasieński Bruno
jastrzab aleksandra
Jastrzębska Alicja
Jastrzębska Magdalena
Jasturn Tomasz
Jaszczur Jan
Jaworowska Małgorzata
Jaworska Wioletta
Jaworska Wioletta Arleta
Jaśkiewicz Krzysztof
Jaśkiewicz Marcin
Jaśniewska Agnieszka
Jaśniewski Andrzej
Józefowska Marlena
Józefowski Paweł
Jóźwiak Ania
Jóźwiak Justyna
Jóźwiak Zofia
Jebut Kamila
Jedlińska Monika
jelenski kamil
jelon tomek
Jendrzejewska Aneta
Jerzy
Jesienny
Jezierski Paweł
Jeznach Wiola
Jorg Daria
julieanne
juliette
Jurko Jerzy
Jurkowska Małgorzata
Just Małgorzata
Jędrzejewski Tomasz
Weszlam do pokoju numer 315. Za biurkiem siedzial niemlody juz mezczyzna w cywilnym ubraniu. Dlaczego on jest po cywilnemu? - myslalam. - Czy to dobrze, czy zle, ze on jest po cywilnemu...
Serce walilo mi jak oszalale, w gardle mialam sucho. Mezczyzna zza biurka patrzyl na mnie przenikliwie.
- Dzien dobry... - odpowiedzial na moje powitanie.
- Pani dzis rano otrzymala wezwanie, prawda? Prosze bardzo, moze pani usiadzie...
Usiadlam sztywno na krzesle. Wyjal z szuflady jakies papiery, przejrzal je pobieznie.
- Moze pani zechce podac mi swoje dane osobiste...
Powiedzialam. W zdenerwowaniu podalam mu biezacy rok jako rok swojego urodzenia.
- Pani jest bardzo przestraszona... niepotrzebnie! Chodzi mi tylko o kilka informacji...
Nie moglam sie opanowac i czulam sama, jak dygoca mi usta.
- Prosze sie uspokoic, doprawdy... w ten sposob nie bedzie pani mogla zebrac mysli. Bardzo zalezy mi na tym zeby odpowiadala mi pani rzeczowo i spokojnie.
- Chwileczke, dobrze? - poprosilam.
Kilka razy odetchnelam gleboko.- Jeszcze sekunde... ja sie zaraz pozbieram...- Prosze bardzo... moze ja zaczne mowic, a pytania i odpowiedzi zostawimy na pozniej? Przez ten czas pani sie bedzie zbierac! - - usmiechnal sie. - - Otoz, sprawa wyglada nastepujaco... - urwal i znowu popatrzyl na mnie badawczo. - Pani sie mnie boi, tak? Obawia sie pani, ze ja tu zatrzymamy, zalozymy kajdanki, wytoczymy sprawe? A ja juz mowilem, ze chodzi mi tylko o pare szczegolow. Zreszta... moze pani poczuje sie lepiej, jezeli i ja podam swoje personalia. Nazywam sie Ligota, pani zna mojego syna, prawda? Ja z kolei znam Marcina. Jestem jego kuratorem i zostalem nim na wlasna prosbe... Czy to wszystko chociaz w pewnym stopniu uspokaja pania?
- W pewnym stopniu... - przyznalam silac sie na usmiech.
- Nie mam najmniejszego obowiazku mowic pani o tych rzeczach, ale za wszelka cene chce, aby doszla pani do jakiej takiej rownowagi!
- Dziekuje panu...
- Czy pani wie o tym, ze wczoraj po poludniu Marcin wyszedl z domu i do tej pory nie powrocil?
Po tych wszystkich informacjach, ktorych mi udzielil cichym, spokojnym tonem, to pytanie rzucil nieoczekiwanie ostro.
W pierwszej chwili jego sens nie dotarl do mnie.
- Slucham?
Powtorzyl. Zrozumialam.- Nic nie wiem... - odparlam dretwo.- Wczoraj po poludniu wyszedl z domu nie zostawiajac zadnej wiadomosci. W tej chwili szukamy go i kazda informacja, ktora moglaby nam w tym pomoc, jest dla nas niezwykle istotna. Czy pani ma cos do powiedzenia?
- Nie.
- Nie? Wiec pytam dalej. Kiedy widziala pani Marcina po raz ostatni?
- To bylo przed swietami... odprowadzil mnie na dworzec, kiedy wyjezdzalam do swojej babki.
- Czy mam to traktowac jako pani przemyslana odpowiedz?
- Oczywiscie!
- Czy jest cos, co pani chce ukryc, ze rozpoczyna pani rozmowe ze mna od klamstwa? Kazde klamstwo nie tylko pogarsza sprawe Marcina, ale rowniez i pania stawia w kregu pewnych podejrzen...
- Nie rozumiem pana... widzialam go ostatni raz na dworcu!
- Widziala go pani po raz ostatni na boisku szkolnym- sprostowal.
- Tak, slusznie! - przyznalam. - Ja zle rozumialam to pytanie! Ostatni raz rozmawialam z nim na dworcu, a ostatni raz widzialam go na boisku!
- Teraz pani widzi, dlaczego zalezy mi na rzeczowych odpowiedziach. Kazda nie przemyslana moze jedynie wprowadzic mnie w blad. Czy pani ma jakies osobiste przypuszczenia, czy pani domysla sie, gdzie obecnie przebywac moze Marcin?
- Nie. Nie mam pojecia...
- Prosze przedstawic mi w ogolnym zarysie przebieg waszej znajomosci!
Przedstawilam. Sluchal wszystkiego nie spuszczajac ze mnie wzroku.
- Tak... wiec pani dowiedziala sie prawdy od swojego przyjaciela i wtedy... co pani wtedy zrobila? Anna nie slyszala skrzypniecia drzwi. Mimo kilku godzin snu czula teraz wieksze znuzenie niz z rana po zle przespanej nocy. Obudzila sie o wczesnym zmierzchu. Z poczatku, zaskoczona pelnym, porywistym szumem wiatru, ujrzawszy w glebi za oknem zarys plota i drzewo o czarnych, gnacych sie galeziach, nie mogla zorientowac sie, gdzie sie znajduje. Nie zdazyla sie jeszcze przyzwyczaic do tej duzej, obcej izby tak roznej od pokoju, ktory ostatnio zamieszkiwala. Gdy o podobnej godzinie budzila sie w Warszawie, widziala przez zmetniala szybe zalosnie obwisla rynne, dalej obdrapana sciane pelna jakichs niepotrzebnych gzymsow i ozdob, watlych balkonikow i okien przybranych wiotkimi firankami, jeszcze wyzej czarny, wilgotny, gesto polatany dach, smetne dymniki uwiklane w pajeczynowe nitki drutow radiowych, a nad tym wszystkim doskonale zharmonizowany z caloscia, w bezruchu zastygly, jakby ze starej ilustracji wyciety plat nieba. Gdy nadchodzil przedwczesny zmierzch brzydkich dni, a drobny deszczyk zacinal z ukosa, wowczas dymniki szamotaly sie apatycznie, potem z rosnacym mrokiem zapadal ospaly spokoj, tylko wiatr uwieziony pomiedzy murami belkotal ptrzytlumionym oddechem.
Tak w ciagu wielu miesiecy zzyla sie z tym obrazem, ze nim zdazyla teraz podniesc powieki, byla pewna, ze taki wlasnie widok narzuci sie jej oczom. Pomyslala, ze bedzie musiala zaraz ubrac sie i wyjsc na ulice. Zaczela sie nawet zastanawiac, czy nie powinna zmienic dzielnicy. Moze jeszcze raz sprobowac srodmiescia? Moze... Westchnela ciezko. Gdybyz mozna bylo schronic sie przed tym wszystkim w sen dlugi i twardy!
Ale kiedy po chwili zdala sobie sprawe, ze nie jest juz w Warszawie - nie odczula ulgi. Dochodzila piata. Za godzine - obliczyla szybko - powinien przyjsc kierownik poczty. Znowu bedzie klac dogorywajaca zone... Usiadla na lozku, wsunela stopy w rozdeptane pantofle. W pokoju bylo zimno, powietrze przesiakniete wilgocia czynilo chlod obslizglym i lepkim. Drzac narzucila szlafrok, pamietajacy jeszcze lepsze czasy, i podeszla do toalety.
Spojrzawszy w lustro wzdrygnela sie. Nie mogla patrzec na siebie bez wstretu i przestrachu. Ostatnich kilka lat zmienilo ja zupelnie. Czasami miala wrazenie, ze kazdy dzien, kazda noc posuwaja naprzod dzielo zniszczenia. Nieraz, budzac sie z rana, zrywala sie pospiesznie z lozka i jeszcze oczy majac zaklejone od snu biegla do lustra. Starosc, nie, to nie o nia chodzilo. Niedawno przekroczyla wprawdzie czterdziestke, ale nie wygladala na wiecej lat. Zmienial sie tylko wyraz jej twarzy. Zarys policzkow niegdys tak delikatny ulegl trywialnemu znieksztalceniu, usta ukladaly sie w przykry, wyuzdany grymas, oczy stracily wilgotny, miekki polysk. Anna czula, ze moze teraz pociagac tylko natury chore i instynkty znieprawione. Ruchy, glos, spojrzenia, wszystko w niej obiecywalo rozpuste. Ile tez razy w oczach zaczepionych mezczyzn wyczytala nietajony odruch niecheci i pogardy. Ile brutalnych slow uderzylo ja po twarzy. Brali ja ci, ktorych twarze byly napietnowane tymi samymi znakami, co i ona. Pekaly wobec niej wszelkie hamulce, opadaly maski, rwala sie w strzepy ukladnosc, brudny klab ciemnych pozadan wyciekal z obnazonych cial, jak ropa plynaca z odkrytej rany, oplatywal ja swymi mackami, chlonal i ssal. Czasami przeciez znajdowala nieomal zadowolenie w tym calkowitym i ostatecznym upadku. Czegoz moze od zycia zadac kobieta, od ktorej nikt procz krotkiej, nedznie oplaconej chwili rozkoszy niczego nie zadal? Nic sie juz stac nie moze. Zanurzyc sie wiec w te otchlan, dosiegnac samego dna... Z pewnoscia te wlasnie zgode na wszystko wyczytal w jej oczach Litowka, gdy bawiac przed tygodniem w Warszawie spotkal Anne na ulicy.
Zdziwila sie, ze ja poznal. Nie widzieli sie bowiem od dziesieciu przynajmniej lat. Stare dzieje ich laczyly. Anna zyla wowczas z Morawcem, stawiajacym pierwsze dopiero kroki na terenie stolicy. Roman byl mlodszy od niej, mial dwadziescia kilka lat, podobal sie jej. Pociagal zuchwaloscia, mocnym cialem, energia i tym nieuchwytnym blyskiem w oczach, ktory raz wydawal sie cierpieniem, a kiedy indziej okrucienstwem. Niewiele wiedziala o jego przeszlosci, prawdopodobnie burzliwej. Nie zwierzal sie. Bedac szczerym, umial jednoczesnie byc skrytym. Czym obecnie zajmowal sie - to oczywiscie wiedziala. Ale to jej nie przeszkadzalo. Wierzyla, ze nie potknie sie. Pieniedzy mial zawsze pod dostatkiem. Miala wiec spokoj, nie potrzebowala chodzic po ulicy. W tym wlasnie czasie zaczal organizowac pierwsza swoja bande. Pewnego dnia przyprowadzil nowego kompana. Byl to Litowka. Przez kilka miesiecy chodzili na roboty razem i z kilku jeszcze innymi. Wkrotce jednak skonczylo sie to wszystko. Po jakiejs grubszej, krwawo zakonczonej historii, banda Morawca rozpadla sie. Paru chlopcow wpadlo, dostali po kilkanascie lat ciezkiego wiezienia. O Romanie sluch przepadl, zniknal rowniez Litowka.
Spotkala go teraz dopiero. Dowiedziala sie, ze Morawca od lat juz nie widzial i w ogole od dawna, zaraz po tamtej awanturze, skonczyl z podobnymi sprawami. Nie mial ochoty - wyznal - powedrowac na szubienice albo zginac w wiezieniu. Nie kazdy ma szczescie Morawca. Zreszta i jego szczescie moze pewnego pieknego dnia prysnac jak lupinka. Osiedlil sie wiec na kresach wschodnich. Za pieniadze, ktore mu przypadly z podzialu, wybudowal domek i urzadzil sklep z wyszynkiem.
Zadowolony byl ze spotkania. Zaproponowal kolacje. Wstapili razem do baru. Ciagle opowiadal o sobie. Ale Anna wiedziala, ze szybko zdal sobie sprawe z sytuacji, w jakiej sie znajdowala. Nie potrzebowal pytac. Byla ubrana zle, z tandetna jaskrawoscia, wygladala niezdrowo; chciwie, choc starala sie panowac nad ruchami, rzucila sie na gorace jedzenie. Gdy zaproponowal jej wyjazd do Sedelnik w wiadomym celu, zgodzila sie bez wahania. Nie miala nic do stracenia. W Warszawie czekal ja tylko glod, a w niedalekiej przyszlosci szpital lub zebranina pod kosciolem. Ludzie? Uwazala, ze wszedzie sa ci sami, jednakowo zli. Wolala wiec o tym nie myslec, cieszyc sie raczej, ze znajdzie sie na wsi. W pewnym momencie, gdy wyobrazila sobie pola i lasy, krajobraz od tylu lat nie widziany, odzyly w niej bolesnym szarpnieciem najdawniejsze, rzadko budzace sie wspomnienia. Wychynal z mroku czasu dzien wycieczki za miasto: niebo pogodne, zapach jasminow, droga ocieniona rozlozystymi kasztanami, ujadanie psow... Ale zanim posrod tych migawkowych obrazow zdazyla zarysowac sie smiejaca twarz Pawla Siechenia, Anna wstala szybko i spytala Litowke: zatanczymy? W jego ciezkich ramionach, pod goracym, wodka przepojonym oddechem, znikly oczy i usta, ktorych wolala z odleglosci lat nie wywolywac.
Zabawili w lokalu do poznego wieczora. Potem, po nocy, ktora dala Annie przedsmak tego, co ja czeka w Sedelnikach, wyjechali.
Wies powitala ja wichura i deszczem
doniczki ogrodnicze
doniczki ogrodnicze
Copyright © 2006 Neonix. Designed by Free CSS Templates